28 grudnia 1941 – Cichociemni lądują na sochaczewskiej ziemi

Sylwetki Cichociemnych do dziś skrywa nimb pewnej tajemnicy i legendy. Wynika ona zarówno z utajnienia szczegółów ich działalności, kontrowersji związanych z podaniem ich dokładnej liczby (podobno było ich 316) – oraz wreszcie stosowanej taktyki walki, od której wzięli swoją nazwę – ludzi wyłaniających się z ciemności, po cichu eliminujących wroga i w ciemności znikających. Nie tworzyli formacji, nie mogli nosić mundurów, a przypadku wpadki nie obejmowały ich zasady Konwencji Genewskiej – byli niemal jak duchy wśród regularnych jednostek na wojennej arenie Europy. Rozmaite źródła – mniej lub bardziej weryfikowalne, opisują niezwykłe wyczyny tych żołnierzy, przy czym często bywają one przedstawione w różny, nawet sprzeczny sposób.

Oczywiście powyższy opis nie jest daleki od pewnego idealizowania, ale nie zmienia to faktu, że losy Cichociemnych – owych prekursorów elitarnych jednostek specjalnych – nadal pobudzają wyobraźnię. Tym bardziej, że lądowali oni również w okolicach Sochaczewa – choćby nocą z 27 na 28 grudnia 1941 roku, w ramach operacji lotniczej “Jacket”, co oznacza, że dziś przypada 80 rocznica tego wydarzenia.

Zrzut sześciu Cichociemnych w ramach tej operacji, nie należał do fortunnych. Od początku było wiadomo, że z powodu przyspieszonych terminów zrzutu, skoczkowie będą zdani na siebie, gdyż nikt w okupowanej Polsce nie zdąży ich przechwycić. Samolot Handley Page Halifax L-9618 „W” wystartował zgodnie z planem z lotniska RAFu 27 grudnia. Polską załogą dowodził porucznik nawigator Mariusz Wodzicki. Do skoku szykowali się cichociemni: kpt. Andrzej Świątkowski ps. Amurat, rtm. Marian Jurecki ps. Orawa, mjr dypl. Maciej Kalenkiewicz ps. Kotwicz, kpt. Alfred Paczkowski ps. Wania oraz kurierzy Delegatury Rządu na Kraj: ppor. Tadeusz Chciuk ps. Celt i kpr. Wiktor Strzelecki ps. Buka.

Pech dał znów znać o sobie nad polskim niebem, wskutek błędnych kalkulacji nawigatora, zrzut nastąpił w innym miejscu, niż zamierzano – zamiast między Bolimowem a Sochaczewem, spadochroniarze wylądowali na terenie III Rzeszy, nieopodal szosy Wszeliwy-Sanniki. Co gorsza, nie zdawali sobie z tego sprawy. Podczas lądowania doszło również do kontuzji, Paczkowski skręcił sobie nogę, a Jurecki zderzył się z drzewem. Oddział podzielił się na dwie grupy – jedna, składająca się z Wani, Kotwicza, Celta i Buki w przekonaniu, że znajduje się pod Skierniewicami, ruszyła na wschód, zaś Amurat i Orawa zostali z tyłu, maskując ślady nocnego lądowania. Doszło wkrótce do niepożądanego spotkania, dywersanci z pierwszej grupy trafili na patrol Grenzschutzu, czyli pograniczników niemieckich i zostali przez niego zatrzymani. Niemcy na szczęście nie zdawali sobie sprawy z kim mają do czynienia, skoczkowie podali się za robotników. Po doprowadzeniu ich do strażnicy, doszło do konfrontacji – Niemcy, którzy zdawać by się mogło mieli przewagę trzymając broń w pogotowiu, zostali zupełnie zaskoczeni podczas próby rewizji zatrzymanych – i błyskawicznie zlikwidowani.

Niestety nie skończyło się dobrze podobne spotkanie Orawy i Amurata, obaj zginęli w starciu z pogranicznikami pod Brzozowem.

Pozostali uczestnicy operacji rozdzielili się po dotarciu do szosy Łowicz – Łódź. Ich celem było dotarcie do stolicy, co udało się zrealizować. Ich dywersyjna misja w Polsce dopiero się zaczynała.

Od lewej: Tadeusz Chciuk, Maciej Kalenkiewicz, Anrzej Świątkowski, Alfred Paczkowski, Marian Jurecki.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *