Setna rocznica Bitwy Warszawskiej

Sto lat temu, 13 sierpnia 1920 roku rozpoczął się epizod wojny polsko bolszewickiej, który przeszedł do historii pod nazwą Cudu nad Wisłą. Co znamienne o jego nazwie zadecydował być może tytuł artykułu redaktora naczelnego “Rzeczpospolitej”, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego Stanisława Strońskiego “O cud Wisły”, opublikowany 14 sierpnia 1920 roku. Tytuł ten odnosił się do rzekomego  innego zdarzenia – francuskiego Cudu na Marną, kiedy to wojska francuskie pokrzyżowały we wrześniu 1914 roku niemieckie plany wojny błyskawicznej.

I gdy w jutrzejszą niedzielę zbiorą się miliony ludności polskiej w kościołach i kościółkach naszych, ze wszystkich serc popłynie modlitwa: Przed Twe ołtarze zanosim błaganie, Ojczyznę, Wolność, zachowaj nam Panie. Błogosławiony tą modlitwą ojców, matek, sióstr i małej dziatwy o ziszczenie się cudu Wisły, żołnierz polski pójdzie naprzód z tym przeświadczeniem, że oto przypadło mu w jednej z najcięższych chwil w naszych tysiącletnich dziejach być obrońcą Ojczyzny.

Nazwanie walnego zwycięstwa nad wojskami bolszewickimi cudem, nie musi się nawet odnosić tyle do ingerencji opatrzności, co do zwycięstwa przy, zdawać by się mogło, ogromnej dysproporcji sił i przy miażdżącej przewadze przeciwnika. Głównodowodzący siłami sowieckimi Michaił Tuchaczewski chciał jak najlepiej wykorzystać liczebną przewagę, parł w pośpiechu w kierunku stolicy, nie chcąc dopuścić do reorganizacji wojsk polskich.

Początek sierpnia to gorączkowa praca na przedpolach Warszawy. Trwa przygotowanie do obrony, ludność cywilna i żołnierze wznoszą umocnienia i organizują szpitale polowe.

Pierwsza faza bitwy przypada na 13 sierpnia i odbywa się pod Radzyminem. Polakom udaje się tu zatrzymać pierwsze natarcie Rosjan. Nie udaje się to w rejonie Wólki Radzymińskiej, gdzie dochodzi do przełamania polskiej obrony, co przybliża wroga do Warszawy. Tego samego dnia rozpoczyna się również bój pod Ossowem. Do rangi symbolu urasta śmierć kapelana wojskowego ks. Ignacego Jana Skorupki, choć kapłan ten nie zginął tak, jak się to powszechnie przedstawia – prowadząc żołnierzy z krzyżem w ręku do walki, tylko podczas udzielania ostatniego namaszczenia rannym, ugodzony zbłąkaną kulą w głowę.

Finałem bitwy pod Ossowem była pierwsza poważna porażka bolszewików.

15 sierpnia zdobyto sztab 4 armii sowieckiej w Ciechanowie i przechwycono radiostację. Tu warto wspomnieć, że część historyków uważa fakt przechwycenia i rozszyfrowania meldunków armii sowieckiej za kluczowy w warszawskiej wiktorii. Według nich to znajomość ruchów wrogiej armii przesądziła o skuteczności działań sztabu polskiego. Za pomocą zdobytej radiostacji skutecznie zakłócono działania 4 armii sowieckiej, czytając na antenie przez dwie doby Pismo Święte. Na ten dzień przypada również Święto Matki Boskiej Zielnej, podczas którego z serc milionów ludności polskiej płynęły modlitwy o zachowanie wolnej Ojczyzny, tak jak pisał Stroński.

Przełom nastąpił 16 sierpnia. Grupa manewrowa dowodzona przez marszałka Józefa Piłsudskiego przełamała obronę bolszewicką w rejonie Kocka i Cycowa, a wojska atakujące Warszawę zostały wzięte w dwa ognie. Polska 5 armia zdobyła Nasielsk. 18 sierpnia to dzień odwrotu armii radzieckiej z linii frontu i jak w znanej żurawiejce „gonienie bolszewika”.

Jak to zwykle bywa sukces miał wielu ojców, a dyskusje i spory nad tym, kto najbardziej przysłużył się temu zwycięstwu zaczęły się od razu po bitwie i miały podłoże polityczne. Spory trwają do dziś, stanowiąc kość niezgody historyków. Część na podium stawia Józefa Piłsudskiego, inni palemkę pierwszeństwa przyznają generałowi Tadeuszowi Rozwadowskiemu, nie mogąc się zgodzić co do chronologii opracowania i zatwierdzenia rozkazem planu, zakładającego manewr oskrzydlający armię sowiecką na północnym wschodzie.

Na zakończenie winniśmy poruszyć również wątki z naszego miasta, gdyż jego mieszkańcy również mieli swój udział w tym, określanym jako jedna z najważniejszych bitew w historii Europy, wydarzeniu. W południowej ścianie kościoła parafialnego znajduje się pamiątkowa tablica wmurowana w 1930 roku z okazji dziesięciolecia zwycięstwa nad bolszewikami. Wymienione są na niej nazwiska mieszkańców Sochaczewa, którzy zginęli w latach 1918-1920. Analogiczna tablica wisiała na nieistniejącej już synagodze, z listą żołnierzy żydowskich.

Jan Wojda który wprawdzie nie uczestniczył w Bitwie Warszawskiej z powodu ran odniesionych wcześniej podczas walk na Ukrainie, opisuje w swym pamiętniku jej pokłosie i nastroje mieszkańców Warszawy, którzy prawdopodobnie uniknęli strasznego losu, jaki mógłby stać się ich udziałem w przypadku klęski.

Jednak przypomniano sobie o nas, gdy w sierpniu 1920 r. bolszewicy zbliżali się do Warszawy i bój toczył się już pod Radzyminem. Któregoś dnia w połowie sierpnia w pełnym rynsztunku pomaszerowaliśmy na dworzec kolejowy, Gdzie mieliśmy ładować się na pociąg i jechać ma front. Tymczasem karta wojny odwróciła się. Rozpoczął się pogrom najeźdźców. W związku z tym cofnięto nas do koszar.

Kilka dni potem w jakiejś sprawie byłem w Warszawie. W drodze powrotnej na Pragę w pobliżu mostu Kierbedzia stałem się mimowolnym świadkiem półtoragodzinnego pochodu jeńców bolszewickich, co sprawdziłem na zegarku. Maszerowali oni czwórkami. Na ich czele kroczyło dwóch żołnierzy polskich. Poza tym innej eskorty nie zauważyłem. Tłumy ludzi stały na chodnikach i podobnie Jak ja, przyglądało się temu niezwykłemu, a tak radosnemu dla nas widowisku, co uzewnętrzniało się na twarzach widzów.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *